Czasem mam ochotę bawić się w domorosłego kucharza. Dzieje się tak w dni, w których nie mam za wiele pracy, a co za tym idzie mogę dać upust mej pasji do dręczenia innych. Jak to dręczenia ? Otóż mianem tortur moi znajomi i bliscy, określają konieczność kosztowania moich potraw.
Cóż czasem każde hobby może się skończyć, wyblaknąć. Tak było z moim gotowaniem na oko. Tak więc postanowiłem odmienić taktykę, i podejść do tematu za pomocą kucharskich przepisów. Udałem się do sklepu po listę produktów.
Tak więc mam teraz przed sobą :
- masło,
- makaron,
- koncentrat w puszce,
- kilo mięsa
- i inne niezbędne ingrediencje.
Ale żeby nie było tak łatwo. Przygoda, wyzwanie, pasja. Ot co ! Tak więc już w sklepie napotkałem na pierwsze przeszkody, a właściwie zahaczyłem, niechcący ! A była to sterta złożona z kilkudziesięciu produktów opisanych jako koncentrat w puszce. Narobiłem hałasu,i harmidru nie ma co ! Największe nawet płaczki wśród dzieci naciągających rodziców na kupienie kolego batona, zamilkły. Plus jest taki iż zwróciłem na siebie uwagę blond piękności, którą czasem mam okazję oglądać w lokalnym markecie.
Cóż właściwie tylko z powodu jej obecności robię tam zakupy. Ale do rzeczy owa piękność która parę minut wcześniej skończyła układać misterną piramidę z koncentratu w puszce, nie była zadowolona z widoku puszek walających się po połowie sklepu. Moje zapewnienia iż to przypadek, wcale jej nie rozchmurzyły. Ale nie słowem mężczyzna wojuje. Tak więc ochoczo przystąpiłem do pomagania jej w zbieraniu, łapiąc w obie dłonie koncentrat w puszce, i układając go do podstawionego kosza. Gdyż piękna nieznajoma, o której wiem ,iż mieni się Arletta uznała że pomysł z piramidą był nietrafiony, i lepiej nie kusić losu ponownie. Kuszenie losu, to oczywiście ściąganie nieszczęścia na własne życzenie. Na przykład w postaci łamagi, który gapiąc się nie tam gdzie powinien wchodzi na to w co wejść nie powinien.
Poza zbieraniem puszek, zdołałem nawiązać z Arlettą zabawną konwersację, próbując w ten sposób nagrodzić jej całe zamieszanie którego byłem prowodyrem. Ona sama czuła się temu współwinna, a ja nie zwlekając postanowiłem to wykorzystać do realizacji mych niecnych zamiarów względem jej samej. Mianowicie w ramach wynagrodzenia jej cierpień, zaproponowałem słodkie tortury w postaci wspólnej kolacji, którą, uwaga tu alert, sam przyrządzę. Teraz z kolei, stoję w kuchni i nie wiem co począć. Otóż nie marnowałem czasu ani zasobów, pozyskanych w trakcie zakupów w sklepie. Czyli produktów spożywczych i numeru telefonu, który otrzymałem od pięknej Arletty. Makaron ugotowałem, korzystając z dobrych rad babuni, więc wyszedł sprężysty i miękki zarazem. Mięso doprawiłem i usmażyłem dzięki poradnikom z YouTube, a całą resztę przyrządziłem dzięki książce kucharskiej w którą niedawno się zaopatrzyłem. Pozostał do zrobienia jedynie sos, który ma wydobyć z potrawy całą esencję, nadając tonu daniu. I niczym miłosny eliksir ma stanowić zwieńczenie moich starań o uwagę Arletty. Ale jak ja zrobię ten sos jeżeli, w całym domu nie ma otwieracza a główny składnik to koncentrat w puszcze?
Czytaj także podobne artykuły na: http://otonowiny.bloggg.pl/2018/08/03/ktore-napoje-izotoniczne-warto-kupowac/